Sezon rowerowy powolutku zbliża się do końca, a na liczniku 1182 km. Wcześnie robi się ciemno, ale na ścieżce rowerowej do i dookoła Zalewu Zemborzyckiego można jeszcze spotkać sporo zapaleńców jazdy na rowerze, jazdy na rolkach, biegania czy chodzenia z kijkami.
1182 km rowerem głównie do i dookoła naszego pięknego Zalewu. A jak to by wyglądało, gdybym pojechał na południe? Polska – Słowacja – Węgry – Serbia – prawie do granicy z Kosowem. Tak już to jakoś wygląda. Jak to zwykł mawiać mój kolega Romek: „Najgorszy pierwszy tysiąc, a później już jakoś pójdzie”. Ale ten pierwszy tysiąc nie był taki zły, a nawet był przyjemny.
Droga nad Zalew
Ja akurat mam to szczęście, że mieszkam tuż obok Parku im. Jana Pawła II (o którym pisałem tutaj), stąd kawałeczek ścieżką obok ulicy i już prosto nad Zalew bezpieczną, wydzieloną ścieżką dla pieszych i rowerów.
Zalew od strony zachodniej
Ścieżką dojeżdżam nad Zalew, mijam budkę z lodami (przecież nie po to spalam kalorie, żeby ponownie pakować je w siebie), skręcam w prawo i jadę ścieżką wzdłuż zachodniej strony zalewu. A widoczki fajniutkie:
Po zachodniej stronie są cztery przystanki dla utrudzonych rowerzystów, rolkarzy, biegaczy lub spacerowiczów. Ciekawie wyprofilowane, na których na prawdę wygodnie można odpocząć, w cieplutkie dni oczywiście. Niestety jakiś bliżej nieokreślony aktyw lokalny zdążył już oznaczyć przystanek swoim graffiti…
Dalej ścieżką obok Restauracji Portofino, gdzie lody, deserek, kawka, a co tam sobie chcecie…
Jadąc dalej docieramy do końca Zalewu, do ulicy Cienistej.
Zalew od strony wschodniej
Jestem na końcu Zalewu, skręcam w lewo w ulicę Cienistą i ścieżką wzdłuż niej. Chwilę później znowu w lewo w ulicę Grzybową.
Za jakiś czas odbijam w prawo w leśną drogę i jestem w cudownym miejscu – las.
Las chłodny cieniem, pachnący drzewami, cichy i spokojny. Tutaj jedzie się na prawdę przyjemnie. Zmniejszam bieg, zwalniam, bo te chwile chłonę jak gąbka wodę, delektuję się i smakuję.
Po dłuższej chwili leśną drogą dojeżdżam do ścieżki wzdłuż ulicy Osmolickiej.
Jadę, jadę, dojeżdżam do pętli autobusowej i znowu skręcam w las.
A po krótszej chwili dojeżdżam do mojego ulubionego miejsca na odpoczynek – ławeczka obok parku linowego. Piękny widok,
trochę odpoczynku i śniadanko.
Po śniadanku można pojechać dalej i wówczas pod blokiem mam na liczniku 23 km, lub zawrócić i zaliczyć ponad 32 km.
Niedzielny, piękny poranek, 6-7 rano – świetna pora na złapanie oddechu 🙂
Tymczasem, miłego dnia i do usłyszenia.
Krzysztof
4 października 2018 o 15:45
Jakie piękne zdjęcia, aż zachęcają do podróżowania rowerem 🙂
PolubieniePolubienie
4 października 2018 o 17:55
Zdjęcia piękne, bo okolica piękna, a dodatkowo wiatr we włosach i zapach lasu – rewelacja 🙂
PolubieniePolubienie
5 października 2018 o 07:26
Super trasa. Ja kupiłam ostatnio nowy rower, ale mało na nim jeżdżę, brak czasu
PolubieniePolubienie
5 października 2018 o 22:12
Hmm, czas to kwestia względna. Czasami wskakuję na rower o szóstej rano, szczególnie w weekend. Jak wracam, to jeszcze wszyscy w domu śpią 😉
PolubieniePolubienie